Jeśli zerkniemy na cztery zespoły, które dostały się do półfinałów Ligi Mistrzów, to na pewno zwrócimy szczególną uwagę na obecność Villarrealu. Jak to się stało, że zespół z małego miasteczka (od którego nie oczekiwano nic więcej poza wyjściem z fazy grupowej LM) wyeliminował Juventus i Bayern? Myślę, że warto poświęcić tej ekipie parę słów, bo jest ona niezwykle intrygująca.
Menedżer nie nadający się do wielkich klubów
Szkoleniowcem Villarrealu jest Unai Emery. Hiszpański szkoleniowiec w tym zespole pracuje drugi sezon, a w przeszłości trenował m.in. Arsenal, PSG czy Sevillę.
Zdecydowanie najlepiej wspomina on czas w ostatnim z wymienionych klubów, ponieważ prowadząc ówczesną drużynę Grzegorza Krychowiaka trzy razy z rzędu zdobył Ligę Europy. Od tego czasu Emery dostał przydomek mr. Europa League, który jest bardzo trafny, ponieważ w poprzednim sezonie 50-latek po raz czwarty w swojej karierze sięgnął po to trofeum (tym razem jako szkoleniowiec Villarrealu).
Musimy wspomnieć, że we francuskim PSG Emery radził sobie zdecydowanie gorzej, bo paryżanie pod jego wodzą dwukrotnie odpadli z LM po 1/8 finału oraz sensacyjnie przegrali walkę o mistrzostwo ligi z AS Monaco. To właśnie on trenował stołeczny klub, kiedy Barcelona dokonała słynnej remontady i zdołała przejść do ćwierćfinału Champions League mimo że w pierwszym meczu przegrała z PSG 0:4.
Przez nieco ponad sezon hiszpański menedżer pracował również w Arsenalu, z którym nie osiągnął żadnego sukcesu. Do dziś Anglicy śmieją się ze słynnego „Good Ebening”, którym Emery rozpoczynał każdą konferencję prasową. Wydaje się, że praca w Londynie była zbyt głęboką wodą dla szkoleniowca, który lepiej sprawdza się w mniej medialnych klubach.
Anonimowi piłkarze
Oczywiście na boisku grają piłkarze, a nie menedżer, dlatego warto powiedzieć sobie o nich parę słów.
Przed rozpoczęciem tego sezonu wszyscy kibice jako największą gwiazdę Villarrealu wybraliby Gerarda Moreno, który w poprzednim sezonie zdobył aż 23 gole dla swojego zespołu. Niestety w tym sezonie 30-latek ma problemy z kontuzjami, z powodu których był niedostępny do gry przez ponad dwa miesiące. Dziś Moreno nie jest tak ważną postacią jak niegdyś, jednak możliwe, że wróci do optymalnej formy zdrowotnej i sportowej.
Najczęściej grającym piłkarzem żółtej łodzi podwodnej (bo taki przydomek ma Villarreal) jest Pau Torres, który rozegrał dwa razy więcej minut niż Moreno. Hiszpan dzięki fantastycznej współpracy z doświadczonym (będącym kapitanem tej ekipy) Raulem Albiolem rozwija się w bardzo szybkim tempie. 22-latek mimo dużej konkurencji na pozycji środkowego obrońcy reprezentuje swoją kadrę narodową, a jego wartość szacuje się na aż 50 mln euro.
Najważniejszym elementem Villarrealu są jego pomocnicy, czyli duet Dani Parejo–Etienne Capoue. Pierwszy z nich mimo ogromnego doświadczenia był niechciany w Valencii (mimo że był jej legendą), a drugi nie sprawdził się w Premier League, gdzie przez kilka lat występował w słabym Watfordzie. Piłkarze ci słyną ze swojej wizji i celnych podań, które znacznie ułatwiają tworzenie zagrożenia pod bramką rywali.
Zdecydowanie największym pozytywnym zaskoczeniem tego sezonu La Liga (i być może nawet Champions League) jest postać Arnauta Danjumy. Jeszcze w poprzednim roku grał on w Championship (czyli jakby ligę poniżej Premier League), a zdaniem Juliana Naggelsmana, tzn. szkoleniowca Bayernu dziś jest on jednym z najlepszych skrzydłowych w całej Europie. Holender zdobył dotychczas szesnaście bramek i pięć asyst dla Vilarrealu. Rozwój, jaki zaliczył ten piłkarz jest po prostu nieprawdopodobny. Warto dodać, że w jeden rok jego wartość skoczyła z 12 do 50 mln euro.
Ogromnym atutem omawianego wcześniej Unaia Emerego jest umiejętność rozwijania piłkarzy. Nikt nie powiedziałby przed rokiem, że drużyna złożona z piłkarzy anonimowych dla przeciętnego fana futbolu zdoła dojść do półfinału Champions League kosztem Juventusu i Bayernu Monachium.
Słabi w Hiszpanii, fantastyczni w Europie
Odwrotnie do Milanu z początku tego sezonu, zawodnicy Villarrealu świetnie wyglądają w Lidze Mistrzów, lecz na krajowym podwórku bardzo często zawodzą.
Piłkarze Unaia Emerego słyną z wpadek w La Liga. W hiszpańskiej lidze zawodnicy w żółtych koszulkach przegrali m.in z: Cadizem (plasującym się wówczas na 18 miejscu w tabeli), Levante (ostatnim w tabeli) czy Elche (16 w tabeli).
Zawodnicy Villarreal mają problemy ze słabszymi rywalami, ponieważ najlepiej czują się, kiedy muszą zniwelować atuty przeciwnika i są stawiani w roli underdoga. W ten sposób gracze żółtej łodzi podwodnej zagrali w obu meczach z Realem Madryt, które zakończyły się remisami 0:0. To wynik, który powinien robić na nas wrażenie z racji tego, że Madrytczycy są z pewnością najsilniejszym hiszpańskim zespołem.
Na trzydzieści trzy rozegrane ligowe mecze zaledwie czternaście zakończyły się wygranymi podopiecznych Unaia Emerego, dlatego plasują się oni na dopiero siódmej pozycji w La Liga. Oznacza to, że jeśli piłkarze w żółtych koszulkach nie wskoczą na szóstą lokatę, to nie zagrają nawet w Lidze Konferencji. Trzeba bowiem wspomnieć, że praktycznie nie mają już oni szans na grę w kolejnej edycji Ligi Mistrzów właśnie przez złe wyniki na krajowym podwórku.
W Champions League zawodnicy z El Madrigal (tak się nazywa stadion tej ekipy) radzą sobie zdecydowanie lepiej, ponieważ w tych rozgrywkach mogą się oni mierzyć z silniejszymi od siebie zespołami. Choć zarówno dwumecz z Juventusem (wygrany łącznie 4:1), jak i dwie rywalizacje z Bayernem (wygrane 2:1) nie były proste, to Unai Emery i jego podopieczni zdołali dokonać niemożliwego.
W meczach z Włochami Villarreal wyczekał odpowiedni moment, aby zdemolować przeciwnika. Ostatnie dwanaście minut rewanżowego spotkania przyniosło Hiszpanom aż trzy trafienia, które padły na skutek ogromnej siły mentalnej i determinacji, a nie sportowych umiejętności.
Jeszcze trudniejsze, ale również lepsze w wykonaniu piłkarzy Emerego były starcia z Bayernem Monachium uchodzącego wówczas za kandydata do wygrania LM. Dzięki fantastycznej grze ofensywnej w pierwszym meczu i doskonałym bronieniu się w drugim starciu Villarreal doszedł do półfinału Champions League.
Dość zabawny jest fakt, że jednego dnia gracze Villarrealu przegrywają z przedostatnim w tabeli La Liga Levante, aby cztery dni później pokonać Bayern i awansować do półfinału LM.
Nawet jeśli w arcytrudnym dwumeczu z Liverpoolem piłkarze z 50-tysięcznego miasteczka zostaną zdemolowani, to należy im się ogromne uznanie za wykonaną pracę.
Chyba nikt nie spodziewał się, że zdobywca ostatniej Ligi Europy będzie tak odważnie walczył o zwyciężenie Champions League.
Jak typujecie najbliższy, wyjazdowy mecz Villarrealu z Liverpoolem? Czy hiszpański zespół ma jakieś szanse z machiną Jurgena Kloppa? Dajcie znać w komentarzu, bo to fajne miejsce do porozmawiania o piłce.