Barcelona przegrywa z Bayernem – 2. kolejka LM

Druga kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów nas nie zawiodła. Choć odbyły się tylko dwa hity, to ciekawych meczów było o wiele więcej. Przyjrzyjmy się zatem bliżej najważniejszym spotkaniom Champions League, do których doszło w tym tygodniu.

Liverpool – Ajax (2:1)

The Reds podchodzili do tego meczu z jednym prostym zadaniem – wygraną, która pomoże w odbudowaniu formy po zeszłotygodniowej porażce z Napoli (1:4). Zawodnicy Jurgena Kloppa wyszli na prowadzenie już w 17 minucie, bo po akcji, w której udział brał cały ofensywny tercet Diaz-Jota-Salah ten ostatni wpakował piłkę do siatki. Liverpool przez cały mecz grał ofensywnie, dlatego bo zdobyciu bramki gracze z Anfield się nie zatrzymywali. Mimo tego 10 minut od strzelonego gola, stracili prowadzenie, bo na 1:1 po znakomicie uderzył Mohammed Kudus. Następnie rozpoczęło się ostrzeliwanie bramki Ajaxu, bo w sumie w całym meczu gospodarze oddali aż 24 strzały, z których aż 10 było celnych. Decydujący gol padł w 89. minucie po główce Joela Matipa, którego należy pochwalić również za solidną grę w defensywie. Szacunek należy się również Amsterdamczykom, ponieważ mimo letniego pożegnania się z wieloma kluczowymi piłkarzami przez długi czas udawało im się utrzymać remis z Liverpoolem.

Bayern – Barcelona (2:0)

Największy hit całej fazy grupowej wprawdzie zakończył się wynikiem sugerującym pewne zwycięstwo Bawarczyków, to wcale nie mieli oni tak prostego zadania. Pierwsza połowa w pełni należała bowiem do Barcelony, która była nieskuteczna. Na samym początku dobrej okazji nie wykorzystał Pedri, podobnie Rafinha, a Robert Lewandowski nie dał rady pokonać Neuera mimo dwóch dogodnych sytuacji. Duma Katalonii w pierwszej części meczu nie dość, że atakowała gospodarzy, to jeszcze świetnie utrudniała im grę w ofensywie. Na nieszczęście kapitana naszej reprezentacji na drugie 45 minut wyszedł zupełnie inny Bayern Monachium. Tuż po groźnym strzale Goretzki i interwencji Ter-Stegena Die Roten wykonali rzut rożny, który skończył się golem z główki Lucasa Hernandeza. Ledwie cztery minuty później tablica wyników wskazywała na dwubramkowe prowadzenie Bawarczyków. Było to kilka chwil po świetnej bramce Leroya Sane, który wyprzedził Christensena i Kounde, a później wpakował piłkę do siatki. Po niedługim czasie Jamal Musiala był bliski podwyższenia na 3:0, ale minimalnie spudłował. Najlbliżej gola był jednak Pedri, który również w okolicy 60 minuty strzelił w słupek.

Warto spojrzeć rok w tył i przypomnieć sobie poprzedni pojedynek Bayernu z Barceloną (0:3), kiedy Hiszpanie nie zdołali oddać ani jednego celnego strzału. Za sprawą Xaviego od tego czasu wiele się zmieniło, lecz trudno jest podczas jednego roku zrobić tak wiele kroków w przód, by pokonać mistrzów Niemiec. Mimo wszystko Duma Katalonii była przedwczoraj bliska zdobycia choć jednego punktu na bardzo trudnym terenie.

Man City – BVB (2:1)

Podobnie jak w przypadku Roberta Lewandowskiego, tak samo pojedynek obecnego z poprzednim zespołem Erlinga Haalanda okazał się świetnym widowiskiem. Choć pierwsza połowa tego starcia była raczej rozczarowująca, to druga odsłona prezentowała się znacznie lepiej. Na początku drugiej części meczu BVB przeprowadziło świetny kontratak, którego nie zdołał sfinalizować kapitan tej ekipy, czyli Marco Reus. Kilka chwil później piłkarz ten oddał groźny strzał, co postanowił wykorzystać Jude Bellingham, który odbił lecącą piłkę głową, tym samym myląc Edersona i zdobywając gola na 1:0. Gospodarze bardzo dobrze zareagowali na stratę gola, bo zaczęli tworzyć sobie świetne okazje. W 65 minucie Erling Haaland zmarnował dobrą sytuację po podaniu Kevina de Bruyne i kilka chwil później znów był bliski wyrównania. W 80 minucie John Stones strzelił spektakularną bramkę spoza pola karnego, bo niezwykle silnym uderzeniem nie dał Meyerowi szans na interwencję. Cztery minuty później Cancelo wykonał doskonałą wrzutkę do Haalanda, który tym razem nie zawiódł. Emocje sięgały zenitu do samego końca, bo blisko bramek byli piłkarze Dortmundu (Muenier i Malen) oraz Julian Alvarez z ekipy Obywateli.

Za to spotkanie należy docenić obie drużyny – Man City zdołało odrobić straty za sprawą przepięknych trafień, a BVB pokazała swoje możliwości na tle znacznie silniejszego od siebie rywala.

Real Madryt – Lipsk (2:0)

Na Santiago Bernabeu podobnie jak na Etihad (stadionie Manchesteru City) przez długi czas nie padła żadna bramka, bo doczekaliśmy się jej dopiero w 80 minucie. Po pierwszej połowie mogliśmy ocenić to spotkanie jako dość przeciętne. Wydaje się, że lepiej grali w niej goście, głównie za sprawą Timo Wernera, który zamiast grania samolubnie, był pomocnym dla reszty Lipska napastnikiem. Gorzej zagrała druga gwiazda tej niemieckiej ekipy, bo Christopher Nkunku był bardzo nieskuteczny. Dopiero w końcówce meczu gospodarze zaczęli stwarzać sobie dogodne sytuacje, a jedną z nich pewnym uderzeniem wykorzystał Fede Valverde. W doliczonym czasie gry klasycznym dla siebie, technicznym strzałem z lewej nogi popisał się Marco Asensio, który zdobył pierwszego gola od kwietniowego starcia z Espanyolem.

Choć Real Madryt nie zachwycił swoją grą, to zanotował ważne zwycięstwo, dzięki któremu o wiele łatwiej będzie mu walczyć o wyjście z grupy jako lider. Kluczowe dla Królewskich będą najbliższe starcia z Shaktarem Donetsk, który zajmuje pozycję tuż za ich plecami.

Zaskoczenia

Poza tymi zdecydowanie najciekawszymi czterema spotkaniami, o których pisałem powyżej, doszło również do dwóch innych meczów, które nie zakończyły się tak, jak moglibyśmy przypuszczać.

Sporting – Tottenham (2:0)
Sporym zaskoczeniem jest porażka Tottenhamu, bo jest ona ich pierwszą klęską w tym sezonie, który wydawałoby się, że rozpoczęli bardzo udanie. Od czasu remisu 2:2 z Chelsea był to też pierwszy mecz tej kampanii Kogutów, który zakończył się stratą dwóch bramek. Obie bramki w pojedynku ze Sportingiem drużyna z Londynu straciła w samej końcówce, bo w 90 i 93 minucie. Zarówno przy tym pierwszym (utraconym po główce z rzutu rożnego) jak i drugim (straconym po nieumiejętności zatrzymania rywala przez trójkę defensorów) możemy odnieść wrażenie, że były to głupie zachowania obrony Tottenhamu. Problemy defensywne w połączeniu ze słabą grą w ataku – tylko jednym celnym strzałem tria Son-Kane-Richarlison zaowocowały klęską Spurs.

Chelsea – RB Salzburg (1:1)

Rozczarowała również inna londyńska drużyna, czyli wyżej wypisana Chelsea. Debiutujący na ławce trenerskiej The Blues Graham Potter wczoraj z pewnością się przekonał, że praca na Stamford Bridge będzie wyjątkowo trudna.
Gospodarze przez cały mecz naciskali na rywala, dlatego mieli posiadanie piłki na poziomie 72% oraz ponad oddali 4 razy więcej strzałów. Mimo tego pierwszy gol Chelsea zdobyła dopiero kilka minut od rozpoczęcia drugiej połowy za sprawą Raheema Sterlinga, któremu asystował Aubameyang. The Blues do końca spotkania nie dość, że nie podwyższyli prowadzenia, to jeszcze je roztrwonili. W 75 minucie Noah Okafor (napatnik Salzburga) zdobył ostatnią bramkę tego starcia. Z tego powodu Londyńczycy zajmują ostatnie miejsce w grupie E i do liderującego Milanu tracą już trzy punkty. Na pewno nie tak kibice tej ekipy wyobrażali sobie początek pracy Grahama Pottera.

Juventus – Benfica (1:2)
W dołku dalej znajduje się również Juventus, który nie wygrał żadnego z trzech ostatnich spotkań. Wprawdzie Arkadiusz Milik w rywalizacji z Benficą zdobył kolejnego, trzeciego już gola w barwach Starej Damy, jednak wyniki tej ekipy pozostawiają wiele do życzenia. Szczególnie trudnym dla zaakceptowania dla sympatyków Bianchonerrich musi by fakt, iż we wczorajszym meczu Portugalczycy tworzyli większe zagrożenie od faworytów tej rywalizacji. Zero punktów po dwóch kolejkach LM oraz ósma pozycja w ligowej tabeli do powody, dlaczego we Włoszech często porusza się temat zwolnienia Massimiliano Allegriego. Wydaje się, że tylko nagła poprawa wyników może utrzymać 55-latka na stanowisku trenera Starej Damy.

Na zakończenie zamieszczam wyniki zarówno wtorkowych jak i środowych spotkań Ligi Mistrzów:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *