Ostatnia, czyli trzecia kolejka fazy grupowej Champions League nie mogła nas zawieść. Odbyło się w niej wiele wartych obejrzenia starć, a co ciekawe w każdym z tych najlepszych brały udział włoskie ekipy. Przyjrzyjmy się, kto rozczarował, a kto pozytywnie zaskoczył.
Inter – Barcelona (1:0)
O rywalizacji wicelidera Włoch z wiceliderem Hiszpanii nie możemy powiedzieć zbyt wielu ciepłych słów. Nawet gdy skupimy się wyłącznie na tym jak prezentowali się piłkarze obu ekip, to będziemy mieli prawa do niezadowolenia. Barcelona, która przez cały mecz miała większe posiadanie piłki, bo wynosiło ono 69% w pierwszej i 74% w drugiej połowie nie była w stanie tego wykorzystać. Pierwsze 45 minut choć przyniosło jedną bramkę, to nie było fenomenalne. Inter miał szczelną obronę, a w ataku używał wyłącznie strzałów z dystansu. Jeden z nich zakończył się golem Hakana Calhanoglu, który w 47 minucie strzałem spoza pola karnego pokonał Marca Andre Ter-Stegena.
Faktem jest, że Barcelona dobrze rozpoczęła drugą połowę meczu. Ousmane Dembele był bardzo aktywny w 16-tce rywala, a i wrzutek Katalończykom nie brakowało. Z powodu tego pozytywnego dla gości zamieszania Pedri strzelił nieuznaną z powodu ręki Ansu Fatiego bramkę. Choć i w tej sytuacji kibice Barcelony mogli mieć małe pretensje do sędziego, bo w końcu młody skrzydłowy nie zmienił diametralnie lotu piłki, to najgorsze przyszło w 89 minucie. Właśnie wtedy Denzel Dumfries wygrał w swoim polu karnym rywalizację górną o piłkę z Ansu Fatim za pomocą dotknięcia futbolówki ręką. Sędzia tego spotkania nie chciał jednak podejść do monitora VAR, lecz zaufał trzem arbitrom mówiącym, że nie doszło do żadnej kontrowersji. W ten sposób doszło do fatalnej pomyłki, która przesadziła o tym, iż Barcelona w LM poniosła drugą klęskę z rzędu.
– To zagranie kwalifikowało się do podyktowania rzutu karnego dla gości. Sytuacja nie jest wyraźnie widoczna na żadnym z pojedynczych ujęć – wymaga uważnej analizy symultanicznej i dużej staranności, a z tempa podjęcia decyzji wynika, że VAR ocenił tę sytuację bardzo pośpiesznie, nieuważnie i niestety błędnie. Pol van Boekel wypaczył przebieg meczu i odebrał Barcelonie szansę na doprowadzenie do remisu
Rafał Rostkowski (ekspert sędziowski TVP Sport)
Nie zapominajmy jednak o całym obrazie tego meczu, który moim zdaniem wskazywał na gospodarzy. Tomasz Zieliński w studiu pomeczowym w Kanale Sportowym powiedział, że to najbardziej włoskie zwycięstwo, jakie mogliśmy sobie tylko wyobrazić. To prawda, bo Inter znakomicie grał w obronie (doskonale poradził sobie z Robertem Lewandowskim) i skupił się na kontratakach. Barcelonie na nic nie zdało się ciągłe napierania na drużynę Simone Inzaghiego, bo mimo prawie trzykrotnie większego posiadania piłki Duma Katalonii oddała tyle samo celnych strzałów co jej rywale, czyli dwa takie uderzenia.
Ajax – Napoli (1:6)
Ważne i zarazem bardziej imponujące zwycięstwo odniosła inna włoska ekipa, czyli Napoli. Wciąż niepokonana w tym sezonie drużyna po wygranej nad Liverpookem (4:1) i Rangersami (2:0) triumfowała po kolejnym starciu LM. Starcie tej ekipy z Ajaxem nie zaczęło się jednak dla niej zbyt dobrze, bo już po 9 minutach gospodarze wygrywali 1:0 po trafieniu Kudusa. Zadziałało ono na włoską ekipę jak płachta na byka – od tego momentu Ajax był zmuszony do bronienia się przed kolejnymi atakami Napoli. Holendrom nie poszło najlepiej to zadanie, bo gdy schodzili w przerwie do szatni, to tablica wyników wskazywała rezultat 1:3 dla gości. Stało się tak za sprawą trafień Raspadoriego, Di Lorenzo i Zielińskiego. Niestety Polak nie wyszedł na drugą połowę, bo zgłosił problemy z kostką.
W drugich 45 minutach Neapolitańczycy dorzucili kolejne trzy gole. Raspadori w 46 minucie podwyższył na 4:1, później Kvaratschkelia zdobył ósmego gola w tym sezonie, a dobrej okazji nie zmarnował również Giovani Simeone, czyli syn trenera Atletico Madryt. Goście grali jak z nut i nie pozwolili gospodarzom na zdobycie choć drugiego gola. Najlepiej świadczy o tym liczba oddanych w drugiej połowie strzałów, która w przypadku Ajaxu wynosi 3, a Napoli 13.
Dzięki temu spotkaniu Włosi są liderem grupy A i są już raczej pewni awansu do 1/8 finału LM. Kto wie, dokąd może dojść tak rozpędzona ekipa Luciano Spalettiego…
Chelsea – Milan (3:0)
W rywalizacji The Blues z Rossonerimi większe oczekiwania mogliśmy mieć po gościach, lecz finalnie byli oni jedynie tłem dla świetnie grającej Chelsea. Piłkarze prowadzeni od niedawna przez Grahama Pottera bardzo dobrze rozpoczęli to spotkanie, bo grali agresywniej i szybciej od rywali. Napieranie na bramkę Mediolańczyków przyniosło dobre efekty, bo w 24. minucie Wesley Fofana wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie dobijając strzał Loftus Cheeka i wykorzystując zamieszanie po rzucie rożnym. Ledwo 8 minut później Mason Mount efektownie przelobował Cipriana Tatarusanu, lecz nie uznano mu tego trafienia z powodu znajdowania się na spalonym. Końcówka pierwszej połowy nie mogła jednak cieszyć sympatyków The Blues – z powodu urazu boisko opuścił Fofana, a jego brak niedługo później prawie wykorzystał Rafael Leao, który po przedryblowaniu trzech rywali był bliski wyrównania.
W drugiej połowie jeszcze bardziej widoczna była przewaga gospodarzy na bokach – defensorzy Milanu nie byli w stanie zatrzymać zarówno Bena Chillwela jak i Reeca Jamesa. Ten drugi w 56 minucie świetnie dośrodkował, co wykorzystał Pierre-Emerick Aubameyang. Niedługo później James najpierw był bliski drugiej asysty, a po chwili sam podwyższył wynik na 3:0. Wprawdzie po wejściu Brahima Diaza na plac gry Milan grał nieco płynniej, jednak nie był w stanie realnie zagrozić Chelsea. The Blues również dokonali świetnej zmiany, bo wprowadzając Jorghinho jeszcze bardziej usprawnili grę w środku boiska. Graham Potter zanotował wczoraj pewne i z pewnością bardzo satysfakcjonujące zwycięstwo, z przypomnijmy, mistrzem Włoch.
Zaskoczenia
Tak jak ostatnim razem, gdy pochylaliśmy się nad spotkaniami wówczas drugiej kolejki Champions League, tak samo tutaj postanowiłem wypisać trzy spotkania, który zakończyły się nietypowym rezultatem.
Eintracht Frankfurt – Tottenham (0:0)
Będący w dobrej formie Eintracht zdołał zatrzymać u siebie słabo grający ostatnio Tottenham. Koguty w czterech ostatnich meczach wygrali raz, zdarzyło im się też zremisować i dwukrotnie opuszczali murawę jako pokonani. To o tyle zaskakujące, że przed sezonem podopieczni Antonio Conte wydawali się murowanym faworytem do Top4 i co najmniej ćwierćfinału LM, ale jak na razie daleko do takiego stanu rzeczy. Mimo że jeszcze dwa tygodnie temu drużyna ta rozgromiła 6:2 Leicester m.in. za sprawą goli Sona i Kane’a, to dwójka tych napastników wciąż nie zdobyła gola w tej edycji Champions League. Co szczególnie martwiące dla kibiców Kogutów, piłkarze Conte nie wygrali meczu z Eintrachtem wyłącznie przez nieskuteczność, bo i dogodnych okazji nie mieli zbyt dużo. Krótko mówiąc, Tottenham pozostaje w dołku.
Club Brugge – Atletico (2:0)
Co jak co, ale jeśli mielibyśmy spodziewać się wpadki po którymś z najsilniejszych europejskich zespołów, to po fatalnym poprzednim sezonie najpewniej właśnie Atletico. Po przegranych derbach Madrytu, które nastąpiły bezpośrednio po klęsce z Bayernem Leverkusen były sygnały poprawy, bo w końcu gracze Simeone pokonali 2:0 Sevillę. Niewykorzystany karny i 8 niecelnych strzałów w meczu z Brugge nie ułatwiło jednak gościom zadania. Dzięki nieskuteczności rywala i wykorzystywaniu praktycznie wszystkich dogodnych okazji, Belgijczycy wygrali wszystkie dotychczasowe mecze ligi grupowej, w dodatku nie tracąc przy tym ani jednego gola. To znakomity wynik jak na zespół, któremu nikt nie dawał szans na wyjście do 1/8 finału LM.
Benfica – PSG (1:1)
PSG zaczęło to spotkanie tak, jak moglibyśmy tego od nich oczekiwać – na początku tego starcia Paryżanie przeprowadzili piękną akcję, którą sfinalizował Leo Messi. Problem mistrzów Francji polegał niemniej na tym, że gospodarze również tworzyli sobie wiele dogodnych akcji, a goście nie wykorzystywali swoich sytuacji – blisko trafienia był Neymar czy Mbappe, lecz nie pokonali oni bramkarza rywali. Z tego powodu wczorajszego wieczora skończyła się seria Paryżan siedmiu wygranych z rzędu i do 11 zwycięstw w całym tym sezonie doszedł również drugi remis. Mimo tego PSG jest liderem swojej grupy i raczej nie musi się obawiać o awans do 1/8.
Warto też wspomnieć, że w rywalizacji Manchesteru City z FC Koppenhaga (5:0) w LM zadebiutował Kamil Grabara, który mimo pięciu wpuszczonych goli zaliczył solidny występ. Pochwalić należy również Erlinga Haalanda, bo Norweg dzięki strzelonemu dubletowi ma już na swoim koncie 17 trafień.