Obecnie trwające rozgrywki nasza ukochanej Ekstraklasy wprawdzie nie dorównują poprzedniemu sezonowi w kwestii walki o mistrzostwo, (bo prawie pewnym jest, że to Raków po nie sięgnie), to są naprawdę emocjonujące i zasługują na poświęcenie im uwagi. Zobaczcie zatem jak radzą sobie najlepsze kluby z rodzimego podwórka, które zespoły są rewelacjami, a które rozczarowaniami.
Raków Częstochowa
Mecze z czołówką: Legia – 4:0, Lech – 2:1, Pogoń – 2:0 i 1:0
Faworyt wciąż trwających rozgrywek Ektraklasy w tym sezonie absolutnie zdominował naszą ligę, czego najlepszym przykładem jest fakt, że od ponad pięciu miesięcy jest niezmiennie liderem ligi. Na spore uznanie zasługuje bilans Rakowa z najsilniejszymi zespołami polskiej ligi czy królowanie w statystyce zdobytych goli (47, druga Pogoń ma ich 36) i czystych kont, których ma trzynaście.
Choć nie był to żaden kryzys, to bardzo zdziwiły mnie dwa remisy podopiecznych Marka Papszuna ze zdecydowanie słabszą Wartą Poznań (1:1) i Stalą Mielec (0:0) na starcie rundy wiosennej. Na całe szczęście dla kibiców tej ekipy, Częstochowianie szybko się otrząsnęli, czego dowodem są zwycięstwa w czterech ostatnich ligowych meczach. Niestety dla Ekstraklasy, Ivi Lopez gra o wiele gorzej niż przed rokiem, natomiast nie najlepiej dla samego Rakowa coraz częściej wychodzi również na jaw, że Gutkovskis jest najsłabszym punktem zespołu. Z tego powodu latem najprawdopodobniej do Częstochowy zawita lepszy napastnik.
Nie ulega żadnym wątpliwością, że to Raków wygra pierwsze w historii mistrzostwo Polski, bo trudno uwierzyć, by był w stanie zaprzepaścić dziewięć punktów przewagi nad drugą Legią. Warto dodać, że Marek Papszun i jego podopieczni mają zdecydowanie lepszy bilans niż w poprzednim sezonie, w którym byli o włos od wygrania Ekstraklasy, bo po 23. kolejce mieli dziesięć punktów mniej.
Legia Warszawa
Mecze z czołówką: Raków – 0:4, Lech – 0:0, Pogoń – 1:1
Porównując zmagania Legii w tym sezonie do tego poprzedniego również musimy zauważyć, że zaliczyła spory progres po katastrofalnej poprzedniej kampanii ligowej. Mimo krótkiego stażu trenera Kosty Runjaicia w Warszawie, bo to w końcu jego pierwszy sezon w stolicy naszego kraju, Wojskowi nieustannie trzymają się czołówki Ekstraklasy. Wicelider polskiej ligi jest dosyć stabilny, bo ostatnią porażkę zaznał w październiku poprzedniego roku (przeciwko Wiśle Płock, było 1:2).
Mimo wszystko Legia nie jest gotowa do walki z Rakowem o mistrzostwo, czego najlepszym przykładem niech będzie ostatni pojedynek obu zespołów, przy którym wyszła jakość drużyny z Częstochowy. Co ciekawe, możliwe, że obie ekipy ponownie zmierzą się ze sobą w finale Pucharu Polski, bo są po przeciwnych stronach drabinki na fazie półfinału.
Drużyna Kosty Runjaicia miewa bardzo dobre momenty, ale traci zbyt dużo bramek. Niepotrzebnie spuszcza nogę z gazu kiedy ma możliwość zamknąć mecz i w ten sposób naraża się na zagrożenie ze strony rywala. Właśnie z tego powodu kibice Legii musieli być nerwowi do końca meczów z Koroną Kielce (3:2) czy Widzewem Łódź (2:2). Martwić musi także nadmierna zależność tej ekipy od kapitana Josue, który być może gra ostatni sezon dla drużyny z ulicy Łazienkowskiej. Musimy też dodać, że Warszawiacy nie potrafią spokojnie ogrywać drużyn z czołówki, co również potwierdza, że nie są gotowi do rywalizacji z Rakowem Częstochowa. Raz jeszcze musimy niemniej docenić, że Runjaić wykonuje jak na razie kawał dobrej roboty.
Lech Poznań 
Mecze z czołówką: Raków – 1:1, Legia – 0:0, Pogoń – 2:2
Po katastrofalnym początku sezonu następującym po zdobyciu ósmego mistrzostwa Polski w historii klubu, Kolejorz zdołał się podnieść. Jeśli ktoś nie śledziłby trwającej kampanii ligowej od samego początku, to pewnie nie uwierzyłby, że Lech Poznań pięć pierwszych kolejek spędził w okolicach strefy spadkowej. Awans do Ligi Konferencji z początku wydawał się wyrokiem dla klubu z ulicy Bułgarskiej – powszechnie myślano, że gra w europejskich pucharach sprawi, że Lech nie będzie w stanie wspiąć się do czołówki tabeli naszej ligi. Jak jednak czas pokazał, mistrz Polski zdołał się dźwignąć z dna.
Od czasu fatalnego, trochę kompromitującego przełomu lipca i sierpnia (porażek z Śląskiem Wrocław, Wisłą Płock i Stalą Mielec oraz remisu z Zagłębiem Lublin) Poznaniacy odnosili kolejne zwycięstwa i przeskakiwali w tabeli coraz to kolejnych rywali. To nie jest jednak materiał na scenariusz filmowy, w którym zespół otrząsa się po falstarcie i zdobywa mistrzostwo kraju. Kolejorzowi wciąż zdarzają się ligowe wpadki, (np. w ostatnim miesiącu, gdy przegrali z 12. w tabeli Zagłębiem Lublin czy 11. Śląskiem) a strata 16 punktów do Rakowa przekreśla szansę drużyny Van Der Broma na jakąkolwiek walkę o obronienie tytułu mistrza kraju.
Dalej pojawiają się dyskusje czy nie warto pożegnać się z mającym zdecydowanie najlepsze CV w Ekstraklasie trenerem Johnem Van Der Bromem. Osobiście doceniłbym wyniki Lecha w tym sezonie zważając na ich sukcesy w Lidze Konferencji, bo przypomnijmy, to pierwszy polski klub, który od 32 lat doszedł do fazy pucharowej w europejskich pucharach. To wszystko mimo niesprzyjających okoliczności, czyli chociażby długiej absencji kontuzjowanego kapitana, Bartosza Salamona czy kompletnemu regresowi formy Joao Amarala, który jeszcze w poprzednim sezonie był jednym z najlepszych graczy Ekstraklasy.
W przestrzeni medialnej pojawia się krytyka, że Lech nie łączy ligi z europejskimi pucharami. Moim zdaniem to nie jest prawda. Doceniam to, że Kolejorz jest na podium. Zobaczmy, co się działo z Legią w zeszłym sezonie. Grała w Lidze Europy, ale groził jej spadek do I ligi.
~Bożydar Iwanow (komentator Polsat Sport Premium)
Pogoń Szczecin 
Mecze z czołówką: Raków – 0:2 i 0:1, Legia – 1:1, Lech – 2:2
Spośród przedsezonowych pretendentów do walki o mistrzostwo Polski, niewątpliwie najgorzej idzie Pogonii Szczecin. Drużyna z północno-zachodniej części naszego kraju jest trzy punkty za plecami Lecha Poznań mimo że wcale nie gra w europejskich pucharach ani Pucharze Polski.
Kompletnie rozsypała się bowiem defensywa Portowców, która w poprzednim sezonie była jedną z najlepszych. Teraz jest zupełnie inaczej, Pogoń pod względem traconych goli jest 3. najgorszą drużyną ligi, a o ten niechlubny tytuł walczy z Koroną Kielce (w poprzednim sezonie grającą w I lidze) i przedostatnią w tabeli Lechią Gdańsk. Kiedy zespół Jensa Gustafssona traci dwa gole w meczu ze Śląskiem Wrocław (2. najgorszą ofensywą Ekstraklasy) czy trzy bramki w pucharowej rywalizacji z III-ligowym Rekordem Bielsko-Biała, wiedz, że coś się dzieje.
Niewątpliwym atutem Portowców jest ich ofensywa, o której sile stanowi Kamil Grosicki z dziewięcioma golami na koncie. Problem polega na tym, że gdy 88-krotny reprezentant Polski i jego kumple z ataku strzelają mniej bramek, to Pogoń jest w kropce. Ostatnimi czasy ich forma pozostawia sporo do życzenia, bo w rundzie jesiennej podopieczni Gustaffsona wygrali tylko dwa z sześciu rozegranych spotkań.
Jak już jesteśmy przy tym Szwedzkim trenerze, to często mówi się o jego potencjalnym zwolnieniu z racji na delikatnie mówiąc, kiepską grę w defensywie. W dość naturalnym porównaniu do innych szkoleniowców, którzy latem objęli topowe polskie drużyny, Gustaffson wygląda blado. Średnia punktowa jego Pogonii wynosi 1.48, Legii Kosty Runjaicia 2.15, a Lecha Van Der Broma 1.61. Dodajmy, że Lech wciąż gra w Lidze Konferencji, a Pogoń odpadła już w drugiej rundzie eliminacyjnej tego turnieju. Aby mieć pełniejszy obraz sytuacji musimy też zaznaczyć, że Legia nawet nie grała w eliminacjach do LK, dlatego mają tak wysoką średnią punktów.
Mając z tyłu głowy nienajlepsze rezultaty Pogonii i tak pozostawiłbym Gustaffsona na stołku, aby mógł w pełni zaprezentować swój pomysł na Portowców. Jego priorytetem musi być mimo wszystko naprawa obrony, bo ta jak na razie prezentuje się na żenująco niskim poziomie.
Pozostali – (nie tylko) wzloty i upadki
Po fantastycznym początku sezonu w wykonaniu Stali Mielec i Wisły Płock tak naprawdę kwestią czasu było aż te ekipy złapią poważną zadyszkę. Ci pierwsi zamiast walczyć o utrzymanie w lidze, trzymali się blisko miejsca piątego, a ekipa Rafała Wolskiego przez dziewięć pierwszych kolejek sensacyjnie była liderem ligi. Znakomita dyspozycja Wisły motywowała nawet rozmowy co do powołania do reprezentacji Polski właśnie Wolskiego, lecz dziś trudno wyobrazić sobie taki scenariusz. Stal Mielec natomiast choć wciąż ma wynik ponad stan, to wyraźnie dołuje z powodu przenosin Saida Hamulicia do Toulouse za 2,5 mln € (swoją drogą ile to pieniędzy dla drużyny z 60-tysięcznego miasta). A w Płocku znacznie wyhamowali z formą Davo czy Rafał Wolski i właśnie tym tłumaczyłbym ich regres.
Szczególne pochwały należą się moim zdaniem Warcie Poznań trenera Dawida Szulczka (przymierzanego przez chwilę na asystenta Fernando santosa) i Widzewowi Łódź Janusza Niedźwiedzia. Obaj wymienieni szkoleniowcy mówili przed sezonem, że ich celem na ten sezon jest utrzymanie w lidze, a w razie sporego szczęścia któryś z nich może nawet powalczyć o europejskie puchary. Ci pierwsi mimo najmniejszego budżetu w lidze i najmniejszej średniej frekwencji na stadionie z poprzedniego roku, utrzymują się w połowie stawki, co jest niewątpliwym sukcesem. Niesamowitym sukcesem nazwałbym również występujący jeszcze rok temu w I lidze Widzew Łódź, który grając widowiskowym, ofensywnym stylem osiąga świetne rezultaty. W tym momencie znajduje się na miejscu czwartym i ma perspektywy na europejskie puchary. Tak rzadko spotykany w naszej Ekstraklasie odważny styl drużyny Niedźwiedzia może pomóc kadrze – coraz częściej mówi się, że rewelacyjny Bartłomiej Pawłowski otrzyma powołanie do reprezentacji. To chyba najlepsza wizytówka dla mającego jedną z najbardziej żywiołowych trybun w lidze, Widzewa Łódź.
Do miana rozczarowania roku jak na razie nominowałbym cztery ekipy – Lechię Gdańsk, Piasta Gliwice, Jagiellonie Białystok i Górnika Zabrze. Myślę jednak, że ci pierwsi są murowanym faworytem do tego niechlubnego tytułu. Nie dość, że gdańska ekipa w obliczu kryzysu sierpniem zwolniła młodego Tomasza Kaczmarka, to zastąpiono go przeciętnym Marcinem Kaczmarkiem, który radzi sobie na tyle dobrze, że do końca sezonu również może wylecieć. W klubie panuje spory chaos, czego przykładem jest sprawa utalentowanego Jakuba Kałuzińskiego. Otóż 20-latek chce latem opuścić Gdańsk, dlatego nie przedłuża kontraktu z Lechią, a ta zamiast stawiać na niego, by z jego sprzedaży zarobić możliwie jak najwięcej, to wyrzuca go z zespołu i pozwala jedynie trenować samemu bądź z juniorami. Ta niesamowicie przemyślana decyzja nie służy ani klubowi ani zawodnikowi, ale w Lechii tak na to nie patrzą. Nieco smutne jest obserwowanie walki o utrzymanie Biało-Zielonych, których z racji fatalnych decyzji zarządu przesadnie nie wspierają nawet ich własni kibice – Polsat Plus Arena Gdańsk zapełnia się na około 5 z 41 tysięcy miejsc, czyli prawie 90% pozostaje tego obiektu pozostaje pusta. Ciekawe, czy Lechiści bez wsparcia sympatyków zdołają utrzymać się w Ekstraklasie.
Szkoda że musiałem zakończyć tak smutnym akcentem, ale nie przejmujcie się, zamiast oglądać przygnębiającą Lechię, lepiej obejrzeć mecz entuzjastycznego Widzewa i od razu humor się nam poprawi.