Dwa wymagające październikowe mecze reprezentacji Polski były wyjątkowo emocjonujące, choć za tym nie koniecznie szły jednoznacznie pozytywne nastroje.
Wielopoziomowa żenada
1:3 
Rywalizacja z tak abstrakcyjnie silnym rywalem jak Portugalia nie mogła być łatwa. Faktycznie, nie należała do najprostszych.

Michał Probierz przeciwko Portugalii wystawił dość oczywistą 11-tkę, z wyłącznie jednym zaskoczeniem. Otóż na pozycji defensywnego pomocnika znalazł się Maxi Oyedele, który w tym sezonie rozegrał ledwie 269 minut. To zresztą całkiem sporo jak na jego dotychczasowe poczynania, bo to wciąż początkujący w świecie dorosłego futbolu.
Talent ze szkółki Manchesteru United o ile charakterystyką pasuje pod nasz zespół, tak w swoim debiucie przeciwko Portugalii zaprezentował się poniżej oczekiwań. Katastrofalnie wyglądał w kryciu, kiepsko rozgrywał (zawsze do tyłu), generalnie trudno znaleźć u niego jakieś pozytywy. Naturalnie nie ma sensu już teraz go wykreślać z kadry, ale wejście w seniorską drużynę narodową nie należało do udanych.
Mimo tego bardzo ryzykownego posunięcia, które finalnie okazało się błędnym, selekcjoner Probierz bronił swojego zawodnika, co raczej było jedynie pokazaniem lojalności wobec Maxiego zamiast obiektywnej oceny jego występu.
W I połowie Max [Oyedele – przyp. red.] grał nieźle, bezpiecznie przy takim przeciwniku, może dwa-trzy razy nie wyszedł do piłki tak, jak chcieliśmy. W II połowie tempo siadło i już tak nie wychodził. Ja oceniam jego grę pozytywnie.
~ Michał Probierz
Pierwszy reprezentacyjny występ Oyedele naturalnie łączy się z tematem traconych bramek, bo 19-latek miał przy nich niemały udział. Szczególnie przy tej na 0:2, gdy Raphael Leao z łatwością wyprzedził Frankowskiego, a później właśnie Maxiego, pognał w pole karne, a jego uderzenie w słupek dobił (niepilnowany przez Dawidowicza) sam Cristiano Ronaldo.
Oczywiście to nie jedyny błąd biało-czerwonej defensywy. Pierwszy gol dla rywala to efekt nierozważnego przekazania krycia przez Piotra Zielińskiego, a później niepilnowania Bruno Fernandesa przez Frankowskiego. W końcu po co w polu karnym kryć piłkarza wartego więcej niż cała nasza defensywa razem wzięta (65 mln € do 41)?
Trzecia stracona bramka to natomiast nieumiejętny blok Jana Bednarka, który posyła piłkę dokładnie obok własnego golkipera.
Występ naszej defensywy był na żenująco niskim poziomie. Nie chodzi tylko o sytuacje, kiedy Leao i Mendes z wielką łatwością wyprzedzali Frankowskiego czy Walukiewicza. Klasycznie brakowało krycia w polu karnym przez naszych stoperów, ale i podejścia do rywala w okolicach własnej 16-tki, by ten nie uderzył w kierunku naszej bramki.
Po meczu ze Szkocją Paweł Paczul (dziennikarz portalu Weszło) tłumaczył w swoim materiale, że nasza kadra ma tak słabą defensywę, że jesteśmy zmuszeni do ukrywania tej wady przejmując inicjatywę i grając ofensywnie. Przeciwko Portugalii nie było jednak widać podobnej strategii.
Wprawdzie rozpoczęliśmy tą potyczkę w odważny sposób, próbując otworzyć wynik, ale po paru kontratakach Portugalii porzuciliśmy ten pomysł. Oddając niemal całkowicie piłkę rywalowi, który uwielbia takie warunki nie ułatwiamy sobie walki o zwycięstwo.
Kiedy już powracano do idei zranienia rodaków CR7, to udawało się stworzyć jakieś tam zagrożenie, ale tych prób było zbyt mało. Fakt, w okolicach 55 minuty Lewandowski był o włos od bramki kontaktowej, ale to wyjątek od reguły i nagłe wyciągnięcie polskiego kibica z szarej monotonii.
Jedyną bramkę dla biało-czerwonych zdobył Piotr Zieliński, który mądrze wbiegł w wolną przestrzeń, pozyskał piłkę i pewnym strzałem zdobył gola kontaktowego. Szkoda jednak, że był to ostatni gol naszej kadry w tej rywalizacji.
Pewnym ożywieniem okazał się debiutujący Michael Ameyaw, który był aktywny na lewym skrzydle. Wyglądał jednak na zestresowanego meczem, był niechlujny, a w końcówce po jego stracie padł ostatni gol.
W tworzeniu zagrożenia nie pomagał Robert Lewandowski. Kapitan zespołu praktycznie w ogóle nie był obsługiwany podaniami w okolicach pola karnego Portugalii, dlatego schodził niżej do rozegrania. W tym elemencie nie zachwycał, a raczej spowalniał grę. Zdecydowanie lepiej, gdyby to Karol Świderski zajął się pomaganiem w kreacji sytuacji bramkowych, by móc w końcu wykorzystać finalizację gwiazdy Barcelony.
Na pewno życzyłbym sobie, żeby było więcej tych podań, nie chcę też schodzić po piłkę głębiej, bo to nie o to chodzi. Najlepiej jest dostać piłkę już w polu karnym. Muszę jednak być cierpliwy. Dziś dostałem to jedno zagranie na głowę, można to było lepiej wykończyć. Ja nie jestem pomocnikiem i schodzić po piłkę mogę na treningu, w trakcie meczu muszę być pod polem karnym i tam czekać.
~ Robert Lewandowski
Dostarczanie piłek do duetu napastników było głównie zadaniem wahadłowych i pomocników. O ile ci pierwsi dość dobrze wykonali swoje zadanie, tak od zawodników drugiej linii cały czas musimy oczekiwać więcej. Zupełnie niewidoczny był Sebastian Szymański, wyższy poziom zaprezentował Zieliński (najlepszy w naszym zespołem). Oyedele natomiast potrzebuje zgrać się ze wspomnianą dwójką, by w końcu nasz zespół wyglądał jak organizm, a nie zbiór indywidualności.
Portugalia to najlepsza do tej pory reprezentacja, z którą mieliśmy okazję grać. W środku się rotują, każdy chce piłkę. Nie mówię, że baliśmy się grać z nimi w piłkę, ale momentami było widać za duży respekt, przy tych trzech bramkach można było się zachować lepiej. (…) Ich pressing był wysoki, ale jak rozegraliśmy jedną „koronkę” (przyp.red. – tzn. koronkową, staranną akcję) , przegraliśmy dwa-trzy podania, to oni wracali do tyłu. (…) Poziom determinacji musi być na wyższym poziomie i wtedy to robi różnicę.
~ Piotr Zieliński
Z wyjątkiem kilku akcji ofensywnych, odwagi Zalewskiego i rozgrywania Zielińskiego rywalizacja z Portugalią to porażka na wielu różnych polach. Żadna z formacji nie funkcjonowała poprawnie, nie wykorzystano gorszego okresu rywala, a wynik był mizerny. O ile 10 pierwszych minut spotkania napawało nadzieją, tak kolejne 80 ją całkowicie odebrało.
Rollercoaster
3:3 
Pamiętając wrześniową rywalizację z Chorwatami trudno było o optymizm. Tym razem nasi rywale nie mogli jednak liczyć na kilku kluczowych zawodników (Kovacicia, Majera, Pasalicia i Vlasicia), a za to biało-czerwoni pokazali wyższy poziom gry.
Naturalnie nie oznacza to jednak, że zabrakło żenujących błędów w wykonaniu naszych reprezentantów, w końcu tradycje należy kultywować.

W 1. składzie doszło do wielu, bo aż pięciu roszad. W porównaniu do potyczki z Portugalią, w podstawowej jedenastce nie zabrakło Bułki, Kiwiora, Modera, Kamińskiego i Urbańskiego. Zmiany w zespole sugerowały jedno – przeciwko Chorwacji chcemy pokazać bardziej ofensywną twarz, kluczowe będzie utrzymanie się przy futbolówce.
Zaskakująco szybko było to widoczne na murawie. Pierwsze 19 minut meczu było niemal całkowicie pod nasze dyktando. Piłkarze Michała Probierza stosunkowo dynamicznie rozgrywali, dość skutecznie naciskali na rywala, by szybko odzyskać futbolówkę. Efektu doczekaliśmy się ledwie pięć minut od rozpoczęcia meczu, gdy po efektownym dryblingu Urbańskiego, pomocnik Bolognii znakomicie wystawił piłkę Piotrowi Zielińskiemu, który pewnie otworzył wynik spotkania.
Później doszło jednak do absolutnie najgorszego fragmentu w wykonaniu naszych rodaków. W ledwie siedem minut Chorwaci trzykrotnie pokonali naszą defensywę. Za pierwszym razem po wybiciu z rzutu wolnego brakowało doskoku do rywala, w drugiej sytuacji spektakularny duet Kiwior-Dawidowicz się zagapił, a ostatni gol rywali to w zasadzie prezent od drugiego ze wspomnianych zawodników.
O ile wcześniej Paweł Dawidowicz próbował rozgrywać, udawało mu się wyprzedzać rywali, tak odegrał główną rolę przy dwóch straconych bramkach na przestrzeni ledwie 111 sekund. 29-letni stoper o skłonnościach do kontuzji i nie najsilniejszym charakterze jest teraz łatwym celem do krytykowania, a jego dalsza gra w kadrze stoi pod znakiem zapytania.
To jest niewytłumaczalne, te sześć minut. Nic nie wskazywało, że tak się może stać, bo fajnie zaczęliśmy. Bo strzeleniu gola nie powinniśmy obniżać ustawienia, powinniśmy kontynuować chęć strzelenia drugiego gola. A później te gole Chorwatów, zdobyte w zbyt łatwy sposób. Musimy nad tym popracować, bo druga połowa pokazała, że jeśli wychodzimy wyżej, to przeciwnikom się trudno gra.
~ Piotr Zieliński
Niestety nasz zespół potrzebował chwili, by dojść do siebie. Za sprawą gafy Modera było blisko, by krótko po ostatnim ciosie Polacy przegrywali już czterema bramkami, ale na szczęście Bułka był na posterunku. Podobnie w drugiej połowie był dłuższy fragment (ok. 20 minut), gdy to Chorwaci nadawali ton meczu i tworzyli zagrożenie.
Kiedy jednak gospodarze przejmowali inicjatywę, to potrafili pozytywnie zaskoczyć swoich kibiców. Jeszcze przed przerwą po heroicznym zgraniu Zielińskiego i asyście Kamińskiego, Nicola Zalewski dał bramkę kontaktową. Kilkadziesiąt sekund później Kamiński otrzymał nawet genialną piłkę od Modera i był w sytuacji sam na sam, ale nie udało mu się jej wykończyć.
W końcówce jednoznacznie biało-czerwoni nadawali rytm spotkania, ożywił się Sebastian Szymański, sporo dawał również od siebie wprowadzony Lewandowski. O trio Urbański-Zieliński-Zalewski nie muszę chyba dopisywać, że stanowiło o sile ofensywy. Dzięki temu w drugiej części meczu za sprawą uderzenia Sebastiana Szymańskiego (któremu rozważnie asystował Robert Lewandowski), doszło do wyrównania.
Mało tego, czerwoną kartkę otrzymał bramkarz rywali, dlatego ostatni kwadrans graliśmy z przewagą liczebną. Trudno jednak dumnie głosić, że było to widać na murawie, bo zwyczajnie byłoby to kłamstwo. Chorwaci skutecznie bronili, a nasi rodacy nie potrafili wyjść na prowadzenie.
Brakowało finalnego ciosu, przypieczętowania dość udanego występu, by móc zapomnieć o koszmarnych błędach z pierwszej połowy. Niestety nie strzeliliśmy 4 gola i sędzia zakończył to spotkanie, gdy na tablicy wyników widniał remis 3-3.
Drużyna narodowa może żałować, że nie udało się wykorzystać przewagi nad rywalem. Nie brakowało momentów, gdy jawnie dominowaliśmy Chorwatów, wysoko na nich napieraliśmy, by szybko odzyskać futbolówkę. Piotr Zieliński powiedział po meczu, że nie można tak grać przez cały mecz. Na pewno musimy wydłużyć te momenty i konkretyzować je strzelając kolejne bramki.
Tego właśnie należy oczekiwać w kolejnych spotkaniach, nie zapominając jednak o koszmarnej postawie w defensywie. Niemniej trudno nie docenić wtorkowego występu biało-czerwonych, szczególnie mając w pamięci ich poprzedni mecz.
Dzisiaj czegoś zabrakło. Wiadomo, że jeśli większe akcenty są ofensywne, to gdzieś tam defensywa szwankuje. Jednak te dwa gole, które straciliśmy to po statycznych sytuacjach.
~ Michał Probierz