Niedawne mecze znów wywołały negatywną atmosferę wokół naszej kadry, dlatego warto się zastanowić nad tym, skąd dokładnie przyczyny takiego stanu.
Wspomnienia z Mołdawi…
5:1 
Rewanżowe starcie z Portugalczykami podobnie jak to poprzednie, również nie przyniosło zbyt wielu pozytywów. Fakt, miał więcej pozytywnych fragmentów, ale te wstydliwe były znacznie bardziej bolesne.

źródło: Flashscore
Tradycyjnie w przypadku Michała Probierza, wyjściowy skład był nieco zaskakujący. Pojawienie się w bramce Marcina Bułki, zastąpienie Walukiewicza Piątkowskim, powroty do składu Romanczuka, Bogusza i Bereszyńskiego wcale nie były oczywiste.
Jedynym napastnikiem naszej reprezentacji był Krzysztof Piątek, co również mogło budzić pewne wątpliwości. Zawodnik Basaksehiru zastępował kontuzjowanego Lewandowskiego.
Mimo tych okoliczności, z początku wydawało się, że uda się przeciwstawić faworytowi grającego na własnym stadionie. Podopieczni Michała Probierza w obronie grali dość szczelnie, nie pozwalali Portugalczykom na przesadne poczucie swobody w rozgrywaniu piłki. Dzięki postaci Bereszyńskiego udało się niemal całkowicie wyłączyć z gry skrzydłowego Rafaela Leao, który ostatnim razem był jedną z ich najsilniejszych broni.
Zaskakująco często Polacy mieli piłkę przy nodze, nie będzie nawet przesadą stwierdzenie, że po pierwszej połowie nasi rodacy powinni wygrywać dwoma bramkami. Udana gra długimi podaniami naszych obrońców, odwaga Zalewskiego czy umiejętne rozgrywanie pomocników nie sprawiły, że udało się otworzyć wynik – zwyczajnie zabrakło skuteczności.
Z biegiem czasu jakość rywali (i wiele innych czynników) dały o sobie znać. Gospodarze zaczęli się rozpędzać, co w drugiej połowie było już widać gołym okiem. Na domiar złego zbiegło się to z momentem, kiedy nasi zawodnicy zaczynali obniżać loty.
Podobnie jak w październiku, polscy zawodnicy zaczęli spokojniej wyskakiwać do rywali i umożliwiać Portugalczykom komfortowe tworzenie akcji bramkowych, w czym rodacy CR7 są na absolutnie najwyższym poziomie. Rozchwiana zmęczeniem, zmianami (na boisku pojawili się Kamiński, Walukiewicz, Marczuk, Buksa i Kozubal) i być może brakiem efektów swoich ofensywnych poczynań drużyna gości pozwalała na coraz więcej.
Taka postawa w rywalizacjach z najsilniejszymi drużynami świata musi się skończyć tragicznie i tym razem właśnie tak było. Portugalczycy aż pięć razy pokonali naszą defensywę, jednocześnie okropnie ją ośmieszając.
Pierwsza połowa naprawdę fajna w naszym wykonaniu, kilka sytuacji do strzelenia gola. Z takim rywalem, jak się nie strzela gola, to oni sobie te sytuacje potem znajdują i je wykorzystują. Źle weszliśmy w drugą połowę. Później trochę się uspokoiło, ale po kontrze strzelili nam gola, grę sobie ułożyli i strzelali gola za golem. To nie może tak wyglądać. Ze Szkocją musimy być skoncentrowani przez cały mecz, a nie tylko przez pierwszą połowę.
~ Piotr Zieliński
Gra defensywna była na katastrofalnym poziomie, jednak bardziej martwiące jest to, że w żaden sposób nie udało się jej poprawić. Czasami brakowało krycia stoperów, innym razem doskoku do przeciwnika blisko własnej bramki, a do tego dochodziło do nierozsądnych strat.
Podobnie jak w Mołdawii, w drugiej połowie nasza drużyna rozsypała się jak domek z kart. Gdy pojawiły się trudności (choćby strata 1. bramki czy trudność z otworzeniem wyniku), to nie było widać woli walki, utrzymania koncentracji, tylko stopniowy regres.
Dzięki uderzeniu Dominika Marczuka udało się choć raz pokonać Diogo Costę, ale po tylu sytuacjach to mało satysfakcjonujący rezultat.
Wychodząc na boisko, chciałem się pokazać z najlepszej strony, pokazać to, co potrafię, bez kompleksów. Bramka w debiucie cieszy, nie powiem, że nie. Na pewno jestem zadowolony, ale bardziej byłbym zadowolony, gdybyśmy wygrali. Wynik nie może cieszyć, więc również ta bramka nie cieszy jakoś wybitnie.
~ Dominik Marczuk
W tym spotkaniu zawiodło więcej elementów – liderzy drużyny (Zieliński, Kiwior) w trudnym momencie nie byli w stanie pokazać pewności siebie, a co za tym idzie dać pozytywnego impulsu drużynie. W drugiej połowie rzadko kiedy udawało się utrzymać przy piłce, bo z powodu szybkiego ataku rywala nieprecyzyjnie wybijano piłki do Piątka, który momentalnie je tracił (lub nawet ich nie przyjmował).
W pewnym momencie przestaliśmy dostosowywać się do przeciwnika, a zamiast tego zagraliśmy tak, jak było mu najwygodniej.
Grobowa atmosfera i idące za nią tematy zwolnienia Michała Probierza są jednak pewnym nadużyciem. Fakt, selekcjoner przesadnie rotuje składem, ale to za mało, by po takim meczu się z nim pożegnać. W swoich opiniach nie popadajmy w skrajności, nie zapamiętujmy jedynie drugiej części spotkania kosztem tej pierwszej. Nie można jednak zapominać, że na koniec dnia liczy się wynik, a ten w Porto był druzgocący.
Wcale nie było lepiej
1:2 
Po paskudnym (patrząc całościowo, a nie tylko na pierwszą połowę) występie z Portugalią wydawało się, że w kolejnym, domowym meczu ze Szkocją po prostu musi być lepiej. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała taką tezę.

źródło: Flashscore
Względem rywalizacji z Portugalią, co chyba nie powinno już nas dziwić (ale nie oznacza to, że to dobrze), doszło do aż siedmiu zmian w pierwszym składzie. Część była wymuszona urazami, choćby w przypadku Romanczuka i Bednarka, ale zdecydowana większość była efektem wizji selekcjonera Probierza. Tym razem nie okazała się ona szczególnie pomocna w walce o zwycięstwo.
Nie ukrywajmy, starania o trzy punkty są znacznie utrudnione, gdy już w trzeciej minucie pada pierwsza bramka dla rywali. To niesympatyczne nawiązanie do rywalizacji z Austrią (1:3) i Czechami (1:3) nie mogło zwiastować niczego dobrego.
Choć tak szybka utrata gola jest martwiąca, tak jeszcze bardziej nie do zaakceptowania była jej przyczyna. Otóż nasz zespół w całej rywalizacji ze Szkotami powrócił do postawy, którą nazwałbym masowym paraliżem defensywnym. Co mam przez to na myśli? Wielki strach naszych reprezentantów przed popełnieniem błędu, staniem się memem, co w konsekwencji prowadzi do przesadnie zachowawczego bronienia, tak naprawdę umożliwiając rywalowi swobodne atakowanie. Jeśli do tego zjawiska dodamy również tradycyjne problemy z kryciem, to uzyskamy defensywną mieszankę wybuchową.
Po Lidze Narodów nasza gra defensywna jest zdecydowanie do poprawy i to jest coś nad czym musimy pracować. Mam nadzieję, że wszyscy zawodnicy utrzymają dobrą dyspozycję w klubach, gdzie będą mogli prezentować swoją dobra formę, a w marcu przyjadą zawodnicy pewni siebie, stanowiący o sile swoich zespołów, bo to jest klucz do tego, żeby przełożyć to na reprezentację.
~ Jakub Kamiński
Nie możemy jednak popadać w skrajność i nie wspomnieć, że po utracie bramki biało-czerwoni stworzyli sobie sporo okazji na wyrównanie. Co najmniej trzy z nich określiłbym mianem 100-procentowych. Z drugiej strony, co to ma za znaczenie, jeśli bardzo długo, bo aż do 59 minuty nie mogliśmy doprowadzić do wyrównania?
W tej rywalizacji Szkoci nie imponowali szczelną defensywą, ale ekipie Michała Probierza tylko raz udało się doprowadzić do jej pokonania. Stoper Kamil Piątkowski zdecydował się wówczas na uderzenie spoza pola karnego, które okazało się idealnym pociskiem, zapewniającym tlen reprezentacji.
Poza tym wyjątkowo udanym strzałem nasza gra ofensywna naprawdę kulała. Regularnie próbowaliśmy stworzyć zagrożenie, jednak niechlujność, dziwna nerwowość reprezentantów Polski okazywała się skuteczną przeszkodą. Do tego jeszcze ta nieszczęsna skuteczność.
Wygodnie jest tłumaczyć, że gdyby tylko być bardziej konkretnym pod bramką rywala, to mecz zupełnie inaczej by się potoczył, ale to tylko uciekanie od odpowiedzialności. Mizerna skuteczność była nierozerwalnie związana ze słabym poziomem bronienia, kiepskim rozegraniem i generalnym chaosem panującym na murawie.
Były postaci które próbowały wyjść poza ten schemat. Tradycyjnie musimy pochwalić Piotra Zielińskiego, który często wyglądał, jak gdyby był naszym jedynym zawodnikiem z pola grającym na odpowiednim poziomie. Odwaga Zalewskiego również musi być doceniona, ale jednocześnie nie można zapominać o wielu kiksach naszego przebojowego wahadłowego (i udziale przy ostatniej bramce). W defensywie sporo pewności dawał Łukasz Skorupski, niemniej trudno wynosić pod niebiosa solidnego golkipera po przegranym meczu.
Wspominana wcześniej wielowarstwowa niechlujność zespołu w tak przeciętnym występie musiała odbić się czkawką. Tak się też stało, gdy w trakcie kuriozalnej gry na czas w samej końcówce Szkoci wyszli na prowadzenie. Efekt? Pierwszy w historii spadek do dywizji B Ligi Narodów, oznaczający jednocześnie utrudnienie najbliższych eliminacji do turniejów.
Na pewno mieliśmy wszystko w swoich rękach w ostatnich minutach. Za mało utrzymywaliśmy się przy piłce, ograniczyliśmy się tylko do wybijania i dopuściliśmy do tego, co Szkoci lubią. Szkoda tej bramki, ale w piłce nie ma „szkoda”. Za dużo było jednak mimo wszystko takich sytuacji, gdzie naszemu blokowi defensywnemu brakuje doświadczenia. Takie spotkanie powinno być rozstrzygnięte dużo wcześniej. Mieliśmy tyle sytuacji, że można byłoby nimi obdarować kilka spotkań.
~ Michał Probierz
Nad reprezentacją znów rozlała się masowa krytyka, która o ile jest słuszna, tak znając ostatnią historię, najpewniej nie doprowadzi do niczego dobrego.
W meczu ze Szkocją nie popisał się nasz selekcjoner, Michał Probierz. Ogromne rotacje w pierwszym składzie, nie zdecydowanie się na zmiany, by wpuścić nieco świeżej krwi wydają się całkowicie nieuzasadnione. To jednak za mało, by po takim meczu wieszać na nim psy i domagać się zwolnienia.
Nie możemy jednak uciekać od faktu, iż był to najgorszy występ reprezentacji w tym roku. To szczególnie dołujące biorąc pod uwagę fakt, że była to idealna okazja do podniesienia już i tak nędznych morali wokół zespołu i jego otoczenia.
Sport jest brutalny, trzeba to przyjąć na klatę, przeanalizować to co mogło wyglądać lepiej i nie dopuścić następnym razem do tak straconych bramek, przede wszystkim w ostatniej minucie. To koszmarny ból i to nie tylko dla nas zawodników, sztabu, ale też kibiców i najbliższych.
~ Kamil Piątkowski