Zaskakująca porażka Bayernu, czyli ćwierćfinały LM

Poprzednie dwa wieczory odbyły się pod znakiem ćwierćfinałów Champions League. Doszło w nich do dwóch dużych niespodzianek, ponieważ Bayern poniósł klęskę w starciu przeciwko Villarrealowi, a Chelsea wysoko uległa Realowi Madryt.

Benfica – Liverpool (1:3)

Na Estadio da Luz nie wydarzyło się nic zaskakującego, bo Liverpool pewnie wygrał z gospodarzami tego starcia.

Dziesięć minut przed zakończeniem pierwszej połowy tablica wyników pokazywała już rezultat 2:0 dla gości. Do takiej sytuacji doszło dzięki trafieniom Ibrahima Konate i Sadio Mane. Pierwszy z nich skutecznie główkował po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, natomiast drugi wpakował pikę do pustej bramki, tym samym wykorzystując podanie Luisa Diaza.

W drugiej części meczu the reds zrzucili nogę z gazu i wydawali się być zadowoleni z wyniku. Cztery minuty od wznowienia gry Darwin Nunez wykorzystał fatalny błąd Konate i zdobył w ten sposób jedyne trafienie swojego zespołu. Ostatniego gola tego meczu zdobył Luis Diaz (widoczny na prawej stronie poniższego zdjęcia), którego trafienie było zwieńczeniem jego świetnego występu. Kolumbijczyk słusznie został uznany najlepszym piłkarzem meczu.
Piłkarze Jurgena Kloppa zagrali bardzo pewne i przekonujące spotkanie, w którym tylko pierwsze dziesięć minut drugiej połowy nie było zbyt udane.


Manchester City – Atletico Madryt (1:0)

Starcie aktualnych mistrzów Anglii z mistrzami Hiszpanii mogło rozczarować. Myślę, że w przypadku tego starcia warto podać jego statystyki.

  • Posiadanie piłki: Man City – 71%, Atletico – 29%
  • Strzały: Man City – 15, Atletico – 0
  • Celne strzały: Man City – 2, Atletico 0

Pokazują one, że gospodarze całkowicie zdominowali swoich rywali. Piłkarze Pepa Guardioli przez większą część spotkania wymieniali podania przy polu karnym rywala, aby wykorzystać jego ewentualny błąd. Do takiego doszło w 70 minucie, a wykorzystał go Kevin De Bruyne. Belg pokonał Jana Oblaka (bramkarza Atletico) głównie dzięki doskonałemu podaniu Phila Fodena.

Choć drużyna z Madrytu nie oddała żadnego strzału, to grała dobrze z kontrataku i miała kilka groźnych szans. Musimy przyznać, że Atletico doskonale radziło sobie w obronie, a wynik tego meczu wcale nie przekreśla ich szans na awans.

O Manchesterze City możemy powiedzieć zdecydowanie więcej ciepłych słów. Obywateli (a w zasadzie ich szkoleniowca) musimy pochwalić za zmiany, bo zarówno wejście wcześniej wspomnianego Phila Fodena jak i Jacka Grealisha ożywiło grę tego zespołu. Choć starcie the citizens z los colchoneros nie było spektakularne, to dobrze odzwierciedliło wyższość gospodarzy nad gośćmi.


Villarreal – Bayern Monachium (1:0)

Zdecydowanie największą sensacją tej fazy Ligi Mistrzów jest wczorajsza wygrana Villarrealu nad Bayernem Monachium.

Przebieg tego spotkania nie był z pewnością tak czarno-biały jak w meczu Manchesteru City z Atletico. Teoretycznie niemiecka drużyna miała więcej okazji i częściej utrzymywała się przy piłce, lecz tak naprawdę większe zagrożenie stwarzali sobie zawodnicy Unaia Emerego.

Gospodarze zdobyli wczoraj aż dwie bramki. Pierwsza z nich padła już w ósmej minucie meczu za sprawą trafienia Arnauta Danjumy. Trzydzieści minut później kosmiczną bramkę zdobył Francis Coquelin, lecz nie została ona uznana. Francuz znalazł się bowiem na pozycji spalonej, co nie umknęło sędziemu tej rywalizacji. Hiszpanie zaprezentowali się w bardzo pozytywny sposób i do końca meczu utrzymali jednobramkowe prowadzenie.

Piłkarze Juliana Naggelsmana zagrali zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tak samo jak w przypadku pierwszego meczu z Lipskiem nie odnieśli oni zwycięstwa przeciwko zdecydowanie słabszemu rywalowi (wówczas padł remis 1:1). Wczoraj doszło również do pierwszej porażki Bayernu w tej edycji Champions League. Myślę, że bawarczycy zasłużyli sobie na nią, ponieważ wyglądali oni zdecydowanie gorzej od zawodników Villarreal. Niestety ciepłych słów nie mogę również użyć mówiąc o Robercie Lewandowskim, który nie oddał żadnego strzału i był niewidoczny.

Nie chcę umniejszać zasług Villarrealu, lecz z osądami Bayernu w pełni poczekałbym do rewanżu na Allianz Arenie. Wówczas to Niemcy będą gospodarzami, dlatego będą oni mieli szansę na odrobienie strat.


Chelsea – Real Madryt (1:3)

W meczu dwóch dotkniętych słabszymi wynikami zespołów górą niespodziewanie byli królewscy.

Omawiając to spotkanie muszę rozpocząć od pochwalenia występu Karima Benzemy. Kapitan i najlepszy strzelec Realu Madryt zanotował wczoraj hat tricka. Pierwsze dwa gole padły po uderzeniach głową, natomiast ostatnie z nich wyniknęło na skutek głupiego błędu Edouarda Mendy’ego. Francuz dwa pierwsze trafienia zaliczył dzięki doskonałym dośrodkowaniom Viniciusa Juniora i Luki Modricia. Wspomniani piłkarze zagrali wczoraj naprawdę dobre zawody i niejako wymazali swoim kibicom złe wspomnienia z niedawnego el clasico.

Nie możemy ukrywać, że bramki Benzemy wynikały z fatalnej gry obronnej Antonio Rudigera i Thiago Silvy. Warto wspomnieć, że w dwóch ostatnich meczach Chelsea straciła aż siedem goli, co dobrze pokazuje problemy defensywne ekipy z Londynu.
Jedyne trafienie dla gospodarzy zdobył z główki Kai Havertz. Spośród piłkarzy the blues należy docenić postawę Reece’a Jamesa, który zaliczył solidny występ. Piłkarze Thomasa Tuchela tylko krótkimi fragmentami potrafili zagrozić bramce Thibauta Courtouisa (zresztą byłego piłkarza Chelsea).

Porażka Chelsea sprawia, że możemy mówić o małym kryzysie tego zespołu. Klęska z Realem nastąpiła bowiem zaledwie cztery dni od wpadki z Brentfordem (1:4).
Najbliższa przyszłość pokaże, czy zdobywcy poprzedniej edycji Champions League zdołają wrócić do optymalnej dyspozycji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *