Polska wysoko przegrywa z Belgią (1:6)

Wczorajsza klęska reprezentantów naszego kraju musi boleć zarówno ich jak i zwykłych kibiców, bo od 12 lat nie straciliśmy aż sześciu bramek w jednym meczu. Jeśli nie z rezultatu, to czy mamy jakieś powody do zadowolenia?

Rywalizacja z drugą najsilniejszą drużyną świata według rankingu FIFA rozpoczęła się zgodnie z przewidywaniami. Po pierwszych pięciu minutach Polscy kibice musieli się obawiać dalszego przebiegu meczu, bo Belgowie stworzyli sobie trzy doskonałe okazje do strzelenia bramek za sprawą geniuszu Kevina De Bruyne.

Od czasu tego bardzo trudnego pierwszego kwadransu zawodnicy dowodzeni przez Czesława Michniewicza głównie się bronili, a kiedy już odzyskali piłkę, to wyprowadzali kontrataki. Jeden z nich zakończył się nawet golem – w 28 po świetnym podaniu Sebastiana Szymańskiego Robert Lewandowski zdobył pierwsze trafienie tej rywalizacji. Była to naprawdę doskonała akcja, po której mogliśmy mieć nadzieją na jakąkolwiek zdobycz punktową.

Trafienie naszego kapitana choć początkowo dobrze wpłynęło na jego kolegów z zespołu, to wcale nie podłamało Belgów. Wczorajsi rywale biało-czerwonych szczególnie zmotywowani po ostatniej klęsce z Holendrami (1:4) świetnie wykorzystywali każdy błąd reprezentantów Polski. Nie inaczej było kilka minut przed zakończeniem pierwszej połowy, kiedy niepilnowany Axel Witsel precyzyjnym strzałem zza pola karnego pokonał Bartłomieja Drągowskiego. Przy golu pomocnika Borussi Dortmund zawiniło wielu naszych graczy, bo nikt nie doskoczył do tego 33-latka.


Druga połowa okazała się niestety zdecydowanie gorsza w wykonaniu naszych graczy. Rozpoczęła się ona od wprowadzenia na boisko Bartosza Bereszyńskiego w miejsce Tymka Puchacza i zmienienia Krychowiaka (który miał na swoim koncie żółtą kartkę) na Damiana Szymańskiego. Niedługo później Bartosz Drągowski popisał się kilkoma znakomitymi interwencjami po strzałach z główki i ich dobitkach. Niestety golkiper Fiorentiny nie miał szans w starciu jeden na jednego z Kevinem De Bruyne i górą z tego pojedynku wyszedł Belg strzelając na 1:2.

Tak jak powiedział w pomeczowym wywiadzie selekcjoner Belgów, Polska stanowiła jakiekolwiek wyzwanie dla naszych rywali do czasu utraty drugiej bramki. Po zejściu Lewandowskiego, który zaliczył bardzo nieudany występ, z podopiecznymi Michniewicza było już tylko gorzej.

W wielu momentach czuć było różnicę klas między zawodnikami obu zespołów – choć Zieliński nie zagrał fatalnie, to nie zaliczył takiego występu jak Tielemans, nie porównując już go do Kevinie De Bruyne. Musimy jednak zaznaczyć, że nie był to jedyny powód naszej klęski.
Przy golu na 1:3 katastrofalnie zachował się Jan Bednarek, który występuje w zespole podobnej jakości co w tej, w jakiej mamy okazję oglądać strzelca tego gola – Leandro Trossarda.
Ten sam piłkarz fantastycznym uderzeniem w samo okienko bramki ustalił również wynik na 1:4. Drugie trafienie Trossarda ukazuje jak absurdalnie głupie błędy zdarzają się reprezentantom Polski. Bramka ta padła na skutek tego, że nikt nie pomógł Zielińskiego w kryciu blisko rogu boiska Belgów po rzucie rożnym.

Bardzo podobnie było przy kolejnej stracie gola – niepilnowany Dendoncker silnym uderzeniem zza pola karnego podwyższył wynik na 1:5. Szymon Żurkowski choć nie zaliczył wczoraj wcale katastrofalnego występu, to nie podszedł do rywala i właśnie jego winiłbym za utratę bramki.

Rezultat ustawił natomiast debiutujący w dorosłej kadrze Lois Openda, który wykorzystał podanie Thorgana Hazarda i zdobył gola na 1:6. 22-letni piłkarz był zupełnie niepilnowany, mimo że tuż obok niego znajdował się Jan Bednarek.

Wiem, że wynik tego meczu i styl, w jakim grali podopieczni Michniewicza nie powodował zachwytów. Przy osądzie tego meczu zwróćmy jednak uwagę na to, że nasi piłkarze nie są na poziomie zawodników z Belgii. Nie mamy skrzydłowego grającego w Realu Madryt, który przyszedł tam za 100 milionów euro. Nie mamy również najlepszego bramkarza świata czy najlepszego piłkarza Premier League. Belgowie nie dość, że mają w swoich szeregach Edena Hazarda, Thibauta Courtoisa i Kevina De Bruyne, to pracują z Roberto Martinezem od sześciu lat, a nie sześciu miesięcy jak reprezentanci Polski z Michniewiczem. Znacznie różnimy się od nich tym, że co chwilkę musimy dokonywać kolejnych eksperymentów, aby tylko stworzyć odpowiedni zespół.

Lewandowski słusznie wspomniał, że „Belgowie wykorzystali każdy nasz błąd i nasze spóźnienie”. Jako że jeszcze w tym roku Polska zagra na mundialu, to możemy żywić nadzieję, że kolejne rywalizacje z silniejszymi reprezentacjami nie będą wyglądały podobnie i że nasza gra będzie bardziej przypominała tę z pierwszej, a nie drugiej połowy.

Michniewicz i jego podopieczni najbliższą szansę na poprawienie nastrojów będą mieli w sobotę, kiedy na wyjeździe zmierzą się z Holandią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *