Czwarta kolejka Ligi Mistrzów wpisuje się w charakterystykę tej edycji Champions League – naprawdę wiele się w niej działo. Jako że doszło do kilku hitowych starć, a jeszcze więcej meczów zakończyło się niespodziewanie, to warto im się przyjrzeć.
Milan – Chelsea (0:2)
Rewanżowe starcie między mistrzem Włoch a londyńską Chelsea znów zakończyło się wygraną tych drugich. Tym razem Milan miał jednak dobre momenty, których jednak było i tak za mało aby pokonać The Blues.
Gospodarze pewnie weszli w to spotkanie i z początku wydawało się, że po sobotniej wygranej tej ekipy nad Juventusem (2:0) będą oni w stanie przeciwstawić się Chelsea. Przeszkodą do osiągnięcia tego celu była sytuacja z 18 minuty, kiedy Fikayo Tomori za faul na Masonie Mouncie otrzymał czerwoną kartkę, a goście dostali rzut karny. Jedenastkę pewnie wykorzystał Jorginho, który zaliczył udany występ. Wprawdzie gospodarze mogli odpowiedzieć na to trafienie, bo po niedługim czasie Olivier Giroud (co ciekawe, były napastnik Chelsea) zmarnował dogodną okazję. W 34. minucie zadziałało powiedzenie „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”, bo Aubameyang sfinalizował ładną akcję gości i podwyższył tym samym na 2:0. W przerwie boisko opuścił grający bardzo dobre spotkanie Mason Mount, co odbiło się na akcjach kreowanych przez The Blues.
Mimo tego Mediolańczycy nie zdołali odpowiedzieć na gole zdobyte przez piłkarzy Grahama Pottera. Nie oznacza to, że nie mieli oni dobrych okazji do zdobycia gola – jedną z nich zmarnował Sergino Dest. Po stronie gospodarzy wyróżniłbym Rafaela Leao, który raz po raz wchodził w kolejne pojedynki dryblerskie i przyśpieszał akcje swojej ekipy. Należy jednak zauważyć, że miał on 50% udanych prób okiwania rywala, bo na osiem prób tylko cztery były udane.
Za Grahamem Potterem kolejne ważne zwycięstwo, które przedłuża świetną serię Chelsea – The Blues wygrali wszystkie cztery ostatnie spotkania, w których zdobyli razem 10 goli, a stracili ledwie jednego. Warto dodać, że ekipa z siedzibą na Stamford Bridge jest samotnym liderem swojej grupy i jest już bliska awansu do 1/8.
W kompletnie innej sytuacji są gracze dowodzeni przez Stefano Piolego – są na ostatnim miejscu w grupie i przed nimi dużo pracy, aby zagrać w kolejnej rundzie LM lub chociaż wystąpić w Lidze Europy.
Maccabi Haifa – Juventus (2:0)
Stara Dama jeszcze kilka lat temu uchodziła za stałego kandydata do wygrania LM, ale dziś bardzo daleko do takiego stanu rzeczy. Turyńczycy grali wczoraj z nadzieją na dobry wynik i możliwość walki o wyjście z grupy, jednak obecnie jest to praktycznie niemożliwe.
Gospodarze, będący przypomnijmy mistrzem Izraela świetnie rozpoczęli rywalizację z piłkarzami Massimiliano Allegriego. Ledwie po 7 minutach gry prowadzili oni 1:0 po golu Omera Atziliego, który swoim strzałem plecami zaskoczył Wojciecha Szczęsnego. Nie dość, że underdog tej rywalizacji tworzył sobie kolejne groźne akcje, to jeszcze w 24. minucie kontuzji doznał Angel Di Maria, którego zastąpił Arkadiusz Milik. Do końca pierwszej połowy izraelska drużyna po ładnym technicznie strzale podwyższyła na 2:0. Bliski odpowiedzi na te trafienia był Milik, jednak Polak fatalnie spudłował. W drugiej części meczu Juventus wcale nie grał wybitnie mimo że miał nóż na gardle. Wprawdzie pod koniec tego starcia Turyńczycy szukali gola honorowego, to nie zdołali oni ani razu pokonać bramkarza mistrzów Izraela.
Niestety zarówno gra Juventusu jak i Wojciecha Szczęsnego i Arkadiusza Milika nie była we wtorek idealna. Stara Dama powinna skupić się na zakwalifikowaniu się do Ligi Europy i na niższym szczeblu europejskich pucharów powalczyć o wygranie tego trofeum. W innym wypadku ten sezon będzie kompletnym rozczarowaniem dla Juventusu, który przypomnijmy, latem najbardziej wzmocnił się spośród wszystkich włoskich klubów.
Barcelona – Inter (3:3)
Wczoraj byliśmy natomiast świadkami drugiej rywalizacji wicemistrza Hiszpanii z wicemistrzem Włoch. Wprawdzie tym razem rezultat był inny, a co za tym idzie żadna z drużyn teoretycznie nie wygrała, niemniej kibice Barcelony mogą być niezadowoleni – ich ulubieńcy najprawdopodobniej odpadną z Ligi Mistrzów i zagrają w Lidze Europy.
Spotkanie to miało podobny przebieg do ostatniego starcia między tymi ekipami – Inter oddał Barcelonie inicjatywę, a Duma Katalonii nieustannie naciskała na rywali. Choć gospodarze częściej mieli piłkę i oddawali więcej strzałów, to przez długi czas goście tworzyli groźniejsze okazje. Większość uderzeń piłkarzy Barcy były albo niecelne, albo zbyt słabe by zaskoczyć Andrę Onane. Warto zaznaczyć, że bramkarz Interu był niepewny w swoich interwencjach i piłka często wypadała mu z rąk. Z początku ciepłych słów nie mogliśmy również użyć w kontekście Roberta Lewandowskiego, bo Polaka odcięto od gry i był niewidoczny. W końcówce pierwszej połowy Raphinha zmarnował dogodną okazję, ale po niedługim czasie podobną szansę wykorzystał Ousmane Dembele, który strzelił na 1:0.
Tylko pięć minut od rozpoczęcia drugiej połowy tablica wyników wskazywała remis 1:1 po tym, jak Nicola Barella wykorzystał katastrofalny błąd obrony gospodarzy. To trafienie bardzo dobrze wpłynęło na Mediolańczyków – w kolejnych minutach grali oni szczelnie w obronie i raz po raz wyprowadzali groźne kontrataki. Jeden z nich zakończył się golem Lautaro Martineza, z którym nie poradził sobie młody Eric Garcia. Warto wspomnieć, że po każdym z goli gości, w wyniku wielkiej radości na murawę wbiegali rezerwowi. Pokazuje to jak Interowi zależało na tym spotkaniu. W kolejnych minutach Barcelona rzuciła się do ataku, dzięki czemu Robert Lewandowski najpierw zdobył nieuznanego gola, a później zdołał pokonać Onanę zgodnie z przepisami. Choć kapitan naszej kadry miał trochę szczęścia, bo piłka odbiła się po nodze jednego z obrońców, to musimy mu oddać, że dobrze uderzył. Inter jednak odpowiedział bezbłędnie – po 7. minutach przeprowadził znakomitą akcję, którą wykończył Robin Gosens. Kiedy już się wydawało, że goście znów wygrają jednobramkową przewagą, to Lewandowski drugi raz trafił do siatki. Tym razem Polak świetnie uderzył głową.
Mimo fenomenalnej końcówki w wykonaniu kapitana reprezentacji Polski, Barcelona nie zagrała zbyt dobrego meczu. Duma Katalonii grała bardzo chaotycznie i gdyby nie dyspozycja Lewandowskiego, to mogłaby przegrać dwubramkową przewagą. Gdyby tego było mało, zespół Xaviego Hernandeza jest w fatalnej sytuacji – aby awansować do 1/8 musi pokonać Bayern i Viktorię Pilzno oraz liczyć, że Inter przegra z obiema wymienionymi wcześniej ekipami. Możemy zatem powiedzieć, iż Lewandowski najprawdopodobniej pożegna się z LM. To fatalne wieści dla Barcelony nie tylko ze sportowego, ale i ekonomicznego punktu widzenia – klub pozaciągał dźwignie finansowe, aby dobre rezultaty umożliwiły im spłatę zadłużeń i powrót do przynoszenia zysków.
Choć mamy jeszcze cień nadziei, to gdy nie wygrywasz u siebie z Interem, nie zasługujesz na dalszą grę w tych rozgrywkach. Koncentrujemy się na lidze. Sezon jest bardzo długi. Płacimy za własne błędy i to jest najbardziej okrutne
~Xavi
Po drugiej stronie rzeki jest Inter, który w obu meczach z Barcą zagrał świetnie. Grał zdecydowanie bardziej dojrzale i pragmatycznie. Na wielkie pochwały zasłużyli moim zdaniem Nicolo Barella i Lautaro Martinez (gol i asysta). Choć trener wicemistrza Włoch, czyli Simeone Inzaghi za dyskusje z sędzią otrzymał czerwoną kartkę, to i jemu należy się ciepłe słowo – po dwóch porażkach z rzędu zdołał tak świetnie przygotować swój zespół do rywalizacji z Barceloną.
Napoli – Ajax (4:2)
Będące w znakomitej formie Napoli wygrało wczoraj dziewiąty mecz z rzędu i tym samym pewnie awansowało do 1/8 finału LM. Dodajmy, że strzelili oni najwięcej goli ze wszystkich drużyn tej edycji Champions League.
Po tym wstępie chyba nie zaskoczę stwierdzeniem, że Napoli bardzo pewnie weszło w mecz. Efekt? Od siedemnastej minuty gospodarze prowadzili 2:0 po trafieniach Giacomo Raspadoriego oraz Hirvinga Lozano, przy którym pięknie asystował Piotr Zieliński. Muszę zaznaczyć, że choć wynik wskazywał na Neapolitańczyków, to przybysze z Holandii również stwarzali sobie zagrożenie. Najlepszym tego przykładem niech będzie kontaktowy gol głową Davyego Klassena z 49 minuty. Niedługo później Justin Timbers dotknął piłkę ręką, kiedy znajdował się w swoim polu karnym, dlatego sędzia Felix Zwayer przyznał Włochom karnego. Jedenastkę pewnie wykorzystał znakomity Gruzin Khvicha Kvaratskhelia, dla którego było to 7 trafienie w tym sezonie (dodajmy, że ma on na swoim koncie tyle samo asyst!). Później Juan Jesus sfaulował rywala, a w konsekwencji karnego wykorzystał Steven Bergwijn. Na 4:2 w samej końcówce podwyższył Victor Osimhen, który w 50. minucie zmienił Giacomo Rospadoriego.
Kolejne zwycięstwo Neapolitańczyków musi robić spore wrażenie. Pojawiają się nawet głosy, że to najlepsza drużyna w Europie, ale ja nie wysnuł bym tak odważnej tezy. Choć jak na razie drużyna z Piotrem Zielińskim w składzie (Polak zdobył już 4 gole i 6 asyst) radzi sobie fenomenalnie, to ciekaw jestem ich rewanżowego meczu z Liverpoolem.
Ajax natomiast znajduje się za plecami Liverpoolu i nie ma nikłe szanse na awans do 1/8 finału. Amsterdamczycy najpewniej spadną do Ligi Europy, dzięki czemu znacznie urozmaicą te rozgrywki.
Zaskoczenia
Tak jak zdołałem już Was przyzwyczaić, teraz przyjrzyjmy się drugoplanowym spotkaniom, które nie zakończyły się tak, jak moglibyśmy się tego spodziewać.
PSG – Benfica (1:1)
Paryżanie po dwóch wyjazdowych remisach – 1:1 z Benficą i 0:0 ze Stade Rennes trzeci raz rzędu podzielili się punktami z rywalami. Mistrzowie Francji co oczywiste nacierali na gości, co w 39. minucie przerodziło się w rzut karny, którego nie zmarnował Kylian Mbappe. Francuski napastnik później miał szansę na dublet, jednak po przedryblowaniu kilku rywali chybił. W 62 minucie w szesnastce gospodarzy sfaulowano Rafę Silvę, za co Benfica otrzymała jedenastkę. Wykorzystał ją Joao Mario, doprowadzając tym samym do remisu 1:1. Co ciekawe, Mbappe w końcówce zdobył drugiego gola, jednak nie został uznany przez pozycję spalonego. W ten sposób Paryżanie znów nie wygrali ze słabszym od siebie rywalem, lecz i tak pozostają liderem grupy H.
Koppenhaga – Man City (0:0)
Drużyna ze stolicy Danii we wtorkowy wieczór zdołała zatrzymać wydawało się, rozpędzone do granic możliwości Man City. Obywatele nie przegrali ostatnich dwunastu spotkań, a w trzech meczach poprzedzających rywalizację z Koppenhagą zdobyli aż 15 goli. Z tego powodu bezbramkowy remis mistrzów Anglii może szokować. To naturalne, że dominowali oni swych rywali, jednak za każdym razem na wysokości zadania stawał Kamil Grabara, który został wybrany piłkarzem meczu. Polak interweniował cztery razy, a przy tym zdołał wybronić rzut karny. Wprawdzie kibice Manchesteru City mogą być zawiedzeni tym starciem, bo poza czerwoną kartką Sergio Gomeza ich ulubieńcom anulowano gola, to obywatele są już pewni awansu do 1/8 finału LM.
Schaktar Donetsk – Real Madryt (1:1)
Mistrzowie Hiszpanii przyjeżdżali na łazienkowską (bo z powodu wojny na Ukrainie, Shaktar swoje mecze w LM gra na stadionie Legii) z prostym zadaniem – wygraną, która nie dość, że podbuduje ich morale to jeszcze zapewni awans w wielkim stylu do 1/8. Tak się jednak nie stało, bo Królewscy swojego jedynego gola zdobyli dopiero w 95. minucie za sprawą główki Rudigera. Wcześniej gościom brakowało po prostu konkretów i skuteczności. Tymczasem Schaktar miał niewiele okazji, ale co najważniejsze, wykorzystał jedną z nich. Dzięki temu starciu Los Blancos wciąż są liderami swojej grupy, natomiast Ukraińcy mają tylko jeden punkt straty do drugiego w tabeli Lipska.
Atletico – Club Brugge (0:0)
Drugi zespół z Madrytu również remisuje po starciu z teoretycznie słabszym rywalem. Pytanie tylko, czy naprawdę Club Brugge jest dziś gorsze od Atletico, skoro Belgowie są niepokonani w LM i pewni gry w 1/8 finału, podczas gdy stołeczny klub o awans będzie walczył z FC Porto. Gospodarze byli wczoraj bardzo nieskuteczni, bo na 21 strzałów, z których aż 9 było celnych tylko jeden wpadł do siatki. Radość po golu nie trwała jednak zbyt długo, bo Joaqin Correa był na pozycji spalonej. Najbardziej nieskutecznością mógł razić Antoine Griezmann (od niedawna w pełni piłkarz Atletico), który nie wykorzystał żadnej z ośmiu prób pokonania Simona Mignoleta (byłego bramkarza Liverpoolu, strzegącego dziś bramki Club Brugge). Golkiper gości był najlepszym graczem na boisku i podobnie jak w każdym z czterech meczów tej edycji LM, 34-latek zachował czyste konto.
Jak na razie jesteśmy już pewni awansu do 1/8 pięciu drużyn – Realu Madryt, Bayernu Monachium, Club Brugge, Napoli i Manchesteru City. Na wyłonienie pozostałych trzynastu drużyn pozostało jeszcze sporo czasu, bo ostatnia kolejka zostanie rozegrana 1. i 2. listopada